Justin's POV:
Po
krótkim telefonie mamy Rosalie i komicznym wcieleniu się w lekarza,
powiedziałem dziewczynie, żeby już wyszła i poczekała w samochodzie.
Trochę się sprzeczaliśmy na temat tego, jakimi środkami wróci do domu,
ponieważ ta uparła się, że wróci autobusem. Jednak mój ośli upór
przezwyciężył jej i w końcu zgodziła się, bym ją odwiózł.
Kiedy Rose opuściła mój pokój, szybkim ruchem zdjąłem koszulkę i rzuciłem nią w stronę otwartych drzwi łazienki. Zszedłem z łóżka i podszedłem do szafy. Otworzyłem ją na oścież i wyjąłem pierwszą koszulkę z brzegu. Była biała, a mama zawsze powtarzała mi, że w bieli wyglądam jak anioł.
Już chciałem założyć ubranie, które trzymałem w dłoni, kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłem się i ujrzałem zawstydzoną Rose.
- Ja.. przepraszam. Zapomniałam telefonu. - wymamrotała speszona i widząc mój nagi tors pośpiesznie odwróciła wzrok.
- W porządku. - uśmiechnąłem się lekko. Nadal trzymając koszulkę w ręku, podszedłem do łóżka, na którym leżał telefon, chwyciłem go, po czym ruszyłem ku dziewczynie. Stanąłem przy niej blisko, delikatnie przyciskając dziewczynę do ściany. Podałem jej komórkę, a ona wyjęła mi go z ręki.
- Dziękuję. - wyszeptała.
Rosalie's POV:
Justin takimi zachowaniami doprowadzał mnie do szału. W takich sytuacjach nie wiedziałam na czym skupić wzrok, co powiedzieć. A nie chciałam przecież wyjść na idiotkę.
- Ładnie pachniesz. - usłyszałam dziwny głos i dopiero po upływie kilku sekund zorientowałam się, że te słowa wydobyły się z mojego gardła. Serio, dziewczyno? "Ładnie pachniesz"? Niezły tekścik na podryw, brawo Average.
Chłopak zaśmiał się słodko, spuszczając głowę. Jedną rękę oparł o ścianę tak, że była obok mojej głowy.
Kochałam, kiedy był blisko. Musiałam trzymać palec na spuście, żeby przez przypadek nie zrobić czegoś głupiego, jak na przykład rzucenie się na niego i lizanie jego idealnego ciała.
- Chciałbym sprawdzić twój zapach. Pozwolisz? - wymamrotał tak seksownie, że musiałam przygryźć wargę, by nie jęknąć. Zamknęłam oczy i lekko pokiwałam głową.
Justin upuścił koszulkę, którą jak dotąd trzymał w dłoni i przybliżył się do mnie jeszcze bardziej. Stykaliśmy się niemal każdą częścią ciała, a ciepło, które od niego biło, było ogromnie przyjemne. Bieber przechylił głowę na bok i zbliżył się do mojej szyi. Czułam jego perfekcyjny nos, jeżdżący po mojej skórze i gorący oddech. Przeniósł wolną rękę na moją talię, a drugą nadal trzymał na ścianie. Wtedy i ja zdecydowałam, że pozwolę sobie na odrobinę rozkoszy i położyłam jedną dłoń na jego nagich plecach. Chyba spodobało się chłopakowi moje posunięcie, co mogłam wywnioskować z cichego jęku, który wydobył się z jego gardła.
Chwilę potem coś się zmieniło. Napieraliśmy na siebie ciałami coraz bardziej, chcąc zmniejszyć szczelinę miedzy nami. Justin nie jeździł już nosem po mojej szyi, tylko zaczął ją gryźć i ssać. Rany, to dopiero było seksowne.
Przeniosłam dłonie z jego pleców na kark i wplotłam palce w jego gęste włosy, lekko szarpiąc. Musiało mi to dodać duży plus, bo Justin chcąc się zrekompensować, wziął mnie na ręce. Dłonie trzymał na moich pośladkach, mocno je ściskając. Wykorzystując cenny moment, kiedy Justin na chwilę odessał się od mojej szyi, zrobiłam mu to samo. Przycisnęłam wargi do jego rozpalonego karku i zaczęłam go lekko przygryzać. Co jakiś czas składałam też malutkie pocałunki. Ssałam go, całowałam i gryzłam, chcąc go (i siebie przy okazji) zadowolić.
- Jezu... dziewczyno... - wysapał, dodając oliwy do ognia. I ja zaczęłam cicho pojękiwać, chcąc pokazać mu, jak mi się to podoba. - O rany...
Zrobiłam sobie pauzę i oderwałam od niego usta. Uniosłam głowę tak, by móc spojrzeć na Justina. Uśmiechał się łobuzersko i przygryzał wargę.
- To było coś, skarbie. Nie pomyślałbym, że taka dziewczyna jak ty tak potrafi.
- Taka dziewczyna jak ja? - spytałam nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Taka.. grzeczna. - szepnął, zatapiając twarz w moich włosach. - A propos, ty też całkiem ładnie pachniesz.
Po tych słowach JuJu znów postawił mnie na ziemi, co moje wewnętrzne, skryte wcielenie znosiło z bólem. Jednak nie odsunął się ode mnie tak, jak kilka godzin temu, tylko lekko nade mną pochylił.
Poczułam, jak żołądek wywraca mi fikołek w brzuchu, widząc sposób, w jaki Juss na mnie patrzył. Jego twarz była tak blisko mojej... W tej sytuacji nawet jego oddech pachniał seksem.
- Czy nie musimy już iść? - wyszeptał mi w twarz. - Chyba, że wolisz tutaj ze mną zostać i ciągnąć to jak długo będziesz chciała.
Przyłapałam się na tym, że serio zaczęłam się zastanawiać nad przyjęciem jego kuszącej propozycji. Jednak, pomimo wszystko, nie mogłam tego zrobić.
- Muszę wracać do domu. - wymamrotałam, spuszczając wzrok.
- Cóż.. - odetchnął, unosząc mój podbródek tak, bym mogła na niego spojrzeć. - To może kiedy indziej dokończymy to, co zaczęliśmy. Chodź.
Chłopak chwycił mnie za rękę i ciągnąc za sobą, wyprowadził z pokoju. Po drodze mijaliśmy część bandy, której nie znałam, ale Justin nie zatrzymał się przy nich, by im mnie przedstawić, jak zrobił to w przypadku Drake'a, tylko ich minął. Wymienili między sobą spojrzenia, których nie do końca rozumiałam i wyszliśmy na zewnątrz. Bieber puścił moją dłoń i skinął głową chcąc, bym weszła do samochodu.Zrobiłam to, rzecz jasna, i zapięłam pas bezpieczeństwa.
- Na the winners proszę. - rzekłam, przybierając poważny ton głosu.
- Wedle życzenia, o pani. - odpowiedział i uruchomił silnik.
Jechaliśmy jakiś czas w milczeniu, gdy mój telefon znów zadzwonił.
- Powiedz przyjacielowi, że nic ci nie jest. - Justin parsknął śmiechem.
- Skąd wiesz, że to on? - spytałam, wygrzebując telefon z kieszeni.
- Męska intuicja. - odparł.
No i rzeczywiście - na ekranie komórki widniał numer Patricka. Przejechałam palcem po wyświetlaczu, by odebrać połączenie.
- Halo?
- Rosalie? Gdzie jesteś? - głos przyjaciela był lekko napięty.
- Spokojnie, brachu. Właśnie wracam do domu.
- Z nim?
Zerknęłam na kierowcę. Domyśliłam się, że to właśnie o niego chodzi Patrickowi.Westchnęłam głęboko, po czym odpowiedziałam:
- Tak, z nim.
- Rose, uważaj na niego. Ten typek mi się nie podoba. Nic ci nie zrobił?
- Co? A co miałby mi zrobić? Jestem cała i zdrowa.
- Co nie zmienia faktu, że ten twój nowy przyjaciel nie jest dziwny.
- Jaki nowy przyjaciel? Czy tobie już całkiem odbiło?
- Nie, to ty zaczęłaś spotykać się z kimś, kogo kiedyś omijałabyś szerokim łukiem! - nasza konwersacja robiła się coraz bardziej napięta.
- Ach, o to ci chodzi. Jesteś zazdrosny. - stwierdziłam.
- Nie jestem zazdrosny. Po prostu nie mogę pojąć tego, co ty w nim widzisz.
- Nic w nim nie widzę! - to było, rzecz jasna, kolejne kłamstwo, którym faszerowałam swojego najlepszego przyjaciela.
- Jasne. Wiesz, odebrałaś mi wszelkie chęci do rozmowy.
- I co? Znając ciebie i twój charakter, pewnie teraz powiesz coś typu: "potrzebuję trochę czasu" i się najnormalniej w świecie rozłączysz, zamiast spróbować rozwiązać problem.
- Skoro nie podobam ci się ja i mój charakter, to może zaprzyjaźnij się z twoim nowym towarzyszem? Zrobicie sobie bransoletki przyjaźni i wszystko będzie super.
- Jesteś dziecinny, Patrick.
- A ty jesteś dwulicowa.
Ała, zabolało.
wtorek, 29 kwietnia 2014
czwartek, 17 kwietnia 2014
Osiem.
Justin's POV:
Rosalie wyglądała naprawdę uroczo, kiedy spała.
Siedziałem na łóżku i przyglądałem się, jak jej klatka piersiowa lekko się unosi, po czym znów opada. Co jakiś czas mamrotała coś pod nosem, ale nie mogłem nic z tego zrozumieć. Dosłownie napawałem się jej wyglądem. Jej pięknymi włosami, które miałem ochotę dotknąć. Delikatne, zaróżowione policzki, które chciałem pogłaskać. Idealne, wydatne usta, których chętnie bym skosztował...
Martwiłem się o tego guza. Dałbym sobie głowę uciąć, że to właśnie przez niego zrobiło jej się tak niedobrze. Cholera, powinienem był zabrać ją do lekarza. Postanowiłem, że zrobię to, gdy Rose się obudzi, choćbym miał ją tam przytargać za włosy.
Położyłem się na jednej z dwóch poduszek, zachowując jednak sporą odległość od dziewczyny. Włożyłem ręce pod głowę i cicho westchnąłem. Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w wyrównamy oddech Rosalie.
Po kilkunastu minutach bezczynnego leżenia usłyszałem jak drzwi od mojego pokoju się uchylają i staje w nich Drake.
- To ona nie musiała iść? - spytał, wskazując palcem na Rose. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na fotelu.
- Musiała, ale jej nie pozwoliłem. Źle się poczuła.
- Jak to? Czemu?
- Eh... Zabrałem Rosalie do magazynu, w którym kiedyś mieliśmy strzelaninę z Bad Boys. Pamiętasz? Magazyn wybuchł, bo jakiś idiota strzelił do butli z gazem.
- Pamiętam, pamiętam. Ale po co ją tam do cholery zabierałeś? Przecież to ich miejscówa.
- Tak, wiem, że to ich teren, ale chuj mnie to obchodzi. No i.. kiedy mieliśmy wychodzić, uderzyli ją drzwiami w głowę...
- To stąd ten plaster? - uniósł jedną brew z pytającym wyrazem twarzy.
- Tak. I myślę, że zrobiło jej się tak źle, właśnie przez to. Bo wiesz, ta głowa nie wygląda najlepiej. - mruknąłem, spoglądając na fioletową plamę, wychodzącą spod plastra dziewczyny.
- Zaraz, a Collins tam był?
- Spinał dupę, jak nie wiem co, ale udało mi się opanować jego hormony. Aż go rwało do walki.
- Tak też myślałem.
- Czeka, aż go skopiemy. - uśmiechnąłem się z błyskiem w oczach.
- Zejdź potem na dół, to wspólnie coś dla niego zaplanujemy. - klasnął w dłonie.
Nagle Rosalie zmieniła pozycję: przeniosła się z pleców na jeden bok tak, że była teraz całym ciałem zwrócona ku mnie i jednocześnie zmniejszyła nieco odległość między nami.
- Wiesz, nie będę przeszkadzał. Tylko uważaj na siebie, Bieber. - szepnął, wstając z fotela.
- Spokojnie, przecież mnie nie zabije. - zaśmiałem się cicho.
- Nie o to mi chodzi. Dziewczyna to jedyna istota na świecie, która może cię zniszczyć. I to tak bardzo, że odbierze ci całą chęć do życia. I wcale nie żartuję. - i zatrzasnął za sobą drzwi.
Rosalie's POV:
Pierwsze, co poczułam po przebudzeniu to ogromny ból. Ucisk w głowie był nie do zniesienia. Skuliłam się w kłębek, a rękoma delikatnie rozmasowywałam okolice miejsca, w którym miałam guza. Nie zastanawiałam się nawet nad tym, gdzie jestem, dlaczego jest mi tak ciepło i przyjemnie, czy skąd dochodzi delikatny zapach męskich perfum.
- Rose, wszystko okej? - usłyszałam męski głos i poczułam dłoń na swoim lewym ramieniu.
Otworzyłam oczy i uniosłam głowę. Leżałam na łóżku w pokoju Justina, dokładnie okryta kocem. Chłopak siedział bardzo blisko mnie i przyglądał mi się ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy. I w tym jednym momencie w mojej głowie narodziły się setki pytań.
- Co się stało? - spytałam spanikowana. Może to dziwnie zabrzmi, ale przez jeden moment przez głowę przemknęła mi myśl, że Justin mi czegoś dosypał i zgwałcił. Tak często bywa w filmach.
Jednak ta teoria szybko została odrzucona, bo Justin był wyraźnie zmartwiony i raczej nie byłby w stanie tego zrobić.
- Hej, spokojnie, skarbie. Zasnęłaś u mnie, bo zrobiło ci się niedobrze. Nie pamiętasz?
Zacisnęłam powieki i zmusiłam swój mózg do myślenia. No, i rzeczywiście, przypomniałam sobie, jak Juss położył mnie na łóżku i jak powiedział, że nie pójdę do domu, dopóki nie odpocznę.
- Ach, no tak...- powiedziałam zawstydzona. Było mi głupio za swoją wyobraźnie i za swoje absurdalne wymysły o gwałcie. Ale z drugiej strony wyobrażałam sobie Justina i mnie w tym łóżku...
Zadzwonił telefon. I nagle przypomniało mi się także, że już dawno temu miałam być w domu.
- O kurwa. - szepnęłam, spoglądając na wyświetlacz telefonu i wyświetlający się na nim numer.
- Daj go. - powiedział Justin wyciągając ku mnie rękę.
- Co? Po co? Co chcesz zrobić?
Chłopak jednak w milczeniu wyjął mi komórkę z rąk i odebrał połączenie.
- Halo? - Bieber przybrał niski ton głosu. Nadal zastanawiałam się, co Justin robi. - Jestem lekarzem i pańska córka miała niegroźny wypadek. Wychodząc z kawiarni uderzyła głową w słup i nabawiła się guza. Jednak została już wypisana i zaraz wyjdzie ze szpitala. Tak, już opatrzyliśmy ranę.
Rany, facet ma jaja.
Rosalie wyglądała naprawdę uroczo, kiedy spała.
Siedziałem na łóżku i przyglądałem się, jak jej klatka piersiowa lekko się unosi, po czym znów opada. Co jakiś czas mamrotała coś pod nosem, ale nie mogłem nic z tego zrozumieć. Dosłownie napawałem się jej wyglądem. Jej pięknymi włosami, które miałem ochotę dotknąć. Delikatne, zaróżowione policzki, które chciałem pogłaskać. Idealne, wydatne usta, których chętnie bym skosztował...
Martwiłem się o tego guza. Dałbym sobie głowę uciąć, że to właśnie przez niego zrobiło jej się tak niedobrze. Cholera, powinienem był zabrać ją do lekarza. Postanowiłem, że zrobię to, gdy Rose się obudzi, choćbym miał ją tam przytargać za włosy.
Położyłem się na jednej z dwóch poduszek, zachowując jednak sporą odległość od dziewczyny. Włożyłem ręce pod głowę i cicho westchnąłem. Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w wyrównamy oddech Rosalie.
Po kilkunastu minutach bezczynnego leżenia usłyszałem jak drzwi od mojego pokoju się uchylają i staje w nich Drake.
- To ona nie musiała iść? - spytał, wskazując palcem na Rose. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na fotelu.
- Musiała, ale jej nie pozwoliłem. Źle się poczuła.
- Jak to? Czemu?
- Eh... Zabrałem Rosalie do magazynu, w którym kiedyś mieliśmy strzelaninę z Bad Boys. Pamiętasz? Magazyn wybuchł, bo jakiś idiota strzelił do butli z gazem.
- Pamiętam, pamiętam. Ale po co ją tam do cholery zabierałeś? Przecież to ich miejscówa.
- Tak, wiem, że to ich teren, ale chuj mnie to obchodzi. No i.. kiedy mieliśmy wychodzić, uderzyli ją drzwiami w głowę...
- To stąd ten plaster? - uniósł jedną brew z pytającym wyrazem twarzy.
- Tak. I myślę, że zrobiło jej się tak źle, właśnie przez to. Bo wiesz, ta głowa nie wygląda najlepiej. - mruknąłem, spoglądając na fioletową plamę, wychodzącą spod plastra dziewczyny.
- Zaraz, a Collins tam był?
- Spinał dupę, jak nie wiem co, ale udało mi się opanować jego hormony. Aż go rwało do walki.
- Tak też myślałem.
- Czeka, aż go skopiemy. - uśmiechnąłem się z błyskiem w oczach.
- Zejdź potem na dół, to wspólnie coś dla niego zaplanujemy. - klasnął w dłonie.
Nagle Rosalie zmieniła pozycję: przeniosła się z pleców na jeden bok tak, że była teraz całym ciałem zwrócona ku mnie i jednocześnie zmniejszyła nieco odległość między nami.
- Wiesz, nie będę przeszkadzał. Tylko uważaj na siebie, Bieber. - szepnął, wstając z fotela.
- Spokojnie, przecież mnie nie zabije. - zaśmiałem się cicho.
- Nie o to mi chodzi. Dziewczyna to jedyna istota na świecie, która może cię zniszczyć. I to tak bardzo, że odbierze ci całą chęć do życia. I wcale nie żartuję. - i zatrzasnął za sobą drzwi.
Rosalie's POV:
Pierwsze, co poczułam po przebudzeniu to ogromny ból. Ucisk w głowie był nie do zniesienia. Skuliłam się w kłębek, a rękoma delikatnie rozmasowywałam okolice miejsca, w którym miałam guza. Nie zastanawiałam się nawet nad tym, gdzie jestem, dlaczego jest mi tak ciepło i przyjemnie, czy skąd dochodzi delikatny zapach męskich perfum.
- Rose, wszystko okej? - usłyszałam męski głos i poczułam dłoń na swoim lewym ramieniu.
Otworzyłam oczy i uniosłam głowę. Leżałam na łóżku w pokoju Justina, dokładnie okryta kocem. Chłopak siedział bardzo blisko mnie i przyglądał mi się ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy. I w tym jednym momencie w mojej głowie narodziły się setki pytań.
- Co się stało? - spytałam spanikowana. Może to dziwnie zabrzmi, ale przez jeden moment przez głowę przemknęła mi myśl, że Justin mi czegoś dosypał i zgwałcił. Tak często bywa w filmach.
Jednak ta teoria szybko została odrzucona, bo Justin był wyraźnie zmartwiony i raczej nie byłby w stanie tego zrobić.
- Hej, spokojnie, skarbie. Zasnęłaś u mnie, bo zrobiło ci się niedobrze. Nie pamiętasz?
Zacisnęłam powieki i zmusiłam swój mózg do myślenia. No, i rzeczywiście, przypomniałam sobie, jak Juss położył mnie na łóżku i jak powiedział, że nie pójdę do domu, dopóki nie odpocznę.
- Ach, no tak...- powiedziałam zawstydzona. Było mi głupio za swoją wyobraźnie i za swoje absurdalne wymysły o gwałcie. Ale z drugiej strony wyobrażałam sobie Justina i mnie w tym łóżku...
Zadzwonił telefon. I nagle przypomniało mi się także, że już dawno temu miałam być w domu.
- O kurwa. - szepnęłam, spoglądając na wyświetlacz telefonu i wyświetlający się na nim numer.
- Daj go. - powiedział Justin wyciągając ku mnie rękę.
- Co? Po co? Co chcesz zrobić?
Chłopak jednak w milczeniu wyjął mi komórkę z rąk i odebrał połączenie.
- Halo? - Bieber przybrał niski ton głosu. Nadal zastanawiałam się, co Justin robi. - Jestem lekarzem i pańska córka miała niegroźny wypadek. Wychodząc z kawiarni uderzyła głową w słup i nabawiła się guza. Jednak została już wypisana i zaraz wyjdzie ze szpitala. Tak, już opatrzyliśmy ranę.
Rany, facet ma jaja.
Subskrybuj:
Posty (Atom)