Strony

poniedziałek, 24 lutego 2014

Sześć.

Justin's POV:


   
- Justin?! - dziewczyna krzyknęła, wyraźnie wściekła. Postawiłem ją na ziemi, nadal trzęsąc się ze śmiechu. Jej reakcja była bezcenna. - Z czego się śmiejesz, palancie?!
Nie mogłem mówić przez nieopanowany napad śmiechu. Po prostu to było tak komiczne, że myślałem, że nie wytrzymam.
- Kochanie, nie bierz tego o siebie. - powiedziałem potulnie, chcąc ją w sobie rozkochać. Uwielbiałem, kiedy się irytowała, ale nie chciałem, by się obrażała. - To był tylko taki żart.
- Żart? Żart?! - krzyczała tak głośno, że aż zadzwoniło mi w uszach. Stała krok ode mnie i kipiała złością. - Czy ty znasz definicję tego słowa, idioto? Umierałam ze strachu - myślałam, że dostanę zawału, a ty nagle wychodzisz z idiotycznym uśmieszkiem i mówisz, że to kurwa był żart!
- Oh, daj spokój, shawty. Ale musisz przyznać, że przy mnie ten twój straszny dom z wesołego miasteczka to gówno, nie? - uśmiechnąłem się szeroko.
- Jesteś chujem, Bieber. Zapamiętaj to sobie. - Rose odwróciła się do mnie tyłem i wtedy mogłem zobaczyć słony płyn schnący na jej policzkach. Ona płakała?
- Hej, Rosalie, wszystko okej? Ty płaczesz?
- Nie jest okej. Zabierz mnie stąd. - wymamrotała pociągając nosem.
Podszedłem do niej od tyłu i złapałem ją delikatnie za ramię, by móc odwrócić ją w swoją stronę. Nie stawiała oporu, jednak pochyliła głowę nisko, zasłaniając twarz włosami i jednocześnie uniemożliwiając mi spojrzenie w oczy. Lekko chwyciłem ją za podbródek i uniosłem jej głowę do góry.
   I wtedy miałem pewność - przeze mnie płakała.
- Boże, kochanie, przepraszam. Nie wiedziałem, że tak zareagujesz.. - szepnąłem gładząc wierzchem dłoni jej mokry policzek. Nawet nie zauważyłem, że znaleźliśmy się tak blisko siebie. Czułem jej oddech owiewający moją twarz i zapach... Nie był to zapach żadnych perfum - jej własna, specyficzna woń, od której kręciło mi się w głowie. - Naprawdę tak bardzo się wystraszyłaś?
   Rose lekko pokiwała głową i spuściła wzrok na swoje stopy.
- Chodź tu. - powiedziałem, podchodząc jeszcze bliżej i oplatając dziewczynę ramionami. Czułem jej kruche ciało i wyrównany oddech. Zatopiłem twarz w jej włosach, chcąc zwiększyć intensywność zapachu. - Przepraszam, skarbie.
   Dziewczyna wydawała się niewzruszona moją czułością, ale pomimo wszystko odwzajemniła pieszczotę. Ścisnęła mnie rękami w pasie i cicho westchnęła.
   Gdyby tylko PPPI mógł nas zobaczyć...

Rosalie's POV:



   Justin bardzo zaskoczył mnie swoim zachowaniem. Jego bliskość mnie totalnie oszołomiła.
   Najbardziej zaskakujące jednak było to, że było po nim widać, że jest mu przykro. A Justin nie wyglądał na wrażliwego mężczyznę. Wcale a wcale. A teraz? Przepraszał mnie, przytulał i był przygnębiony. Jednak pozory potrafią zmylić.
   Strasznie mi się podobało, kiedy zwracał się do mnie słodkimi zdrobnieniami. Czułam wtedy, że robi mi się cholernie gorąco i mój policzek płonie w rumieńcu. A jego spojrzenie? W jego oczach można było utonąć, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. A oczy miał piękne - koloru pysznej, intensywnej czekolady, którą lubiłam pić w ulubionej kawiarni.
   Nie przeszkadzał mi fakt, że Jus był tak blisko. Przeciwnie, podobało mi się to ciepło biegnące od jego ciała, zapach dezodorantu i dłonie spoczywające na mojej talii. Głowę miałam opartą na jego klatce piersiowej i mogłam wsłuchiwać się w stonowane bicie jego serca.
   Przeniosłam dłonie z pasa na jego kark i jeszcze bardziej na niego naparłam, zmniejszając odległość między nami. Dzieliło nas wtedy zaledwie kilka milimetrów, a ja czułam, że chcę go jeszcze bliżej.
- Nadal się na mnie gniewasz? - mruknął mi cicho do ucha, przez co poczułam, jak przechodzą mnie ciarki. Ten chłopak dosłownie wzbudzał we mnie ogień.
- Może troszkę. - szepnęłam, nie chcąc, żeby Justin się ode mnie odsuwał. Chciałam, żeby ta chwila trwała jak najdłużej.
- Co mam zrobić, żebyś się nie złościła, hm? - jego głos z każdą wymawianą sylabą brzmiał jeszcze seksowniej. Zamarłam w chwili, kiedy poczułam jak gorący oddech chłopaka owiewa moją szyję. Delikatnie przechyliłam głowę na bok, chcąc poczuć to ciepło na większej powierzchni. To było niesamowite uczucie.
- Zdaję się na twoją inwencję twórczą, Justin. - wymamrotałam szybko.
- Potrafię być kreatywny. - rzekł seksownie.
   I wtedy je poczułam. Pełne, jedwabiście miękkie usta, które złożyły jeden, malutki, subtelny pocałunek na mojej szyi. Obiecuję wam, że gdyby nie to, że oplatałam jego szyję w żelaznym uścisku, upadłabym na ziemię przez miękkie kolana. Gwałtownie wciągnęłam powietrze i zaniemówiłam.
   Zaraz po pocałunku, ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu, zabrał ręce z mojej talii i odsunął się. Już nie stykaliśmy się ciałami, tylko staliśmy naprzeciwko siebie.
- I jak? Grzech pójdzie w niepamięć? - zapytał słodko, trzepocząc rzęsami jak mała dziewczynka.
- Zastanowię się. - postanowiłam zgrywać totalnie niedostępną. Nie lubiłam, kiedy ktoś miał nade mną jakąkolwiek przewagę. Odwróciłam się plecami do chłopaka i ruszyłam w kierunku drzwi, starając się wyglądać przy tym chociaż odrobinkę seksownie. Nadal czułam wilgoć na szyi. O Jezu, jak można być tak gorącym...?
   Szłam przed siebie nie odwracając się. Stanęłam tuż przed drzwiami i już wyciągałam rękę w stronę klamki, by móc je otworzyć, kiedy stało się coś, czego do końca nie zrozumiałam.
   W błyskawicznym tempie drzwi budynku otworzyły się od zewnątrz, uderzając mnie przy tym w głowę. Ujrzałam, jak żelazne wrota uchylają się, wprowadzając do środka jasne smugi światła i cienie. Kilka ciemnych cieni kształtujących się w postacie.
   Po uderzeniu, niemal natychmiast upadłam na ziemię. Wylądowałam twardo na ziemi i aż sapnęłam, kiedy poczułam, jak moje pośladki w rozpędu uderzają w ziemię. Złapałam się za miejsce, w którym poczułam pulsujący ból i zaskomlałam jak pies. Bolało niesamowicie - miałam poczucie, jakby czaszka pękła mi wpół.
- Witaj Bieber. - usłyszałam męski głos, którego nie słyszałam nigdy wcześniej.
- Collins. - w głosie Justina można było usłyszeć pogardę i wstręt.
- Zobaczyliśmy twój samochód z daleka i stwierdziliśmy z chłopakami, że zrobimy ci miłą niespodziankę.
- Rzeczywiście miła niespodzianka. - mruknął cicho i choć go nie widziałam, przez mroczki przed oczami, mogłam sobie wyobrazić, jak mocno zacisnął żuchwę w tej chwili.
- Wiedzieliśmy, że się ucieszysz. A ta panna, która leży na ziemi i zwija się z bólu? Twoja nowa zdobycz, hm?
Wiedziałam, że mówili o mnie. Nie wiedziałam, co dokładnie oznacza "twoja nowa zdobycz", ale w tym momencie byłam w stanie myśleć tylko o bólu, który wręcz rozsadzał mi czaszkę.
   Nagle poczułam na sobie czyjeś dłonie, więc postarałam się otworzyć oczy. Ujrzałam twarz zmartwionego Justina, który z troską się nade mną pochylał.
- Boli cię? - spytał na tyle cicho, bym tylko ja mogła usłyszeć. Dotknął miejsca, w które oberwałam i zaczął je delikatnie rozmasowywać. Syknęłam z bólu i odepchnęłam jego rękę.
   Korzystając z chwili, szybko zerknęłam w przeciwną stronę pomieszczenia. Stała tam kilkuosobowa (przez zawroty w głowie i rozmazany obraz nie byłam w stanie stwierdzić, ilu ich było dokładnie) grupa chłopaków. Patrzyli prosto na nas - mnie, leżącą na ziemi z twarzą bladą jak ściana i Justina, klękającego przy mnie z bezradną miną.
- Chodź, idziemy stąd. - szepnął Juju i wsunął rękę pod moje plecy i uda i podniósł z ziemi bez żadnego problemu. Poczułam jak unoszę się w powietrzu i jak silne ręce Justina trzymają mnie, bym nie upadła. W jego ramionach czułam się niebiańsko i jeśli walenie mnie w głowę żelaznymi drzwiami byłoby ceną za choć minutę czasu spędzonego w jego objęciach, to proszę bardzo. Walcie mnie ile wlezie.
   Czułam każdy stanowczy krok, który stawiał Justin. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na wtulenie twarzy w jego umięśniony brzuch. Pachniał nieziemsko, pysznie i uwodzicielsko. Może to trochę dziwne, ale aż wyobraziłam sobie siebie, zlizującą pot z jego idealnego ciała.
   Jedną rękę przewiesiłam przez kark Justina, a drugą przyłożyłam do miejsca, w którym odczuwałam ból. Kołysanie nie ustawało,a ja powoli odzyskiwałam wzrok.
- Dokądś się wybierasz, Bieber? - spytał jeden z tych, którzy uderzyli mnie drzwiami.
- Daj dziś spokój, Collins. - powiedział Justin w ich kierunku. - Nie przy niej.
- Och, ale dlaczego nie? Czyżby nie wiedziała, czym się zajmujesz? - otworzyłam oczy i spojrzałam na twarz niejakiego "Collins'a". Był przystojnym blondynem, obciętym na krótko i posiadał dojrzałe rysy twarzy. Ubranie miał podobnie do reszty jego świty: w ich strojach przeważały głownie czerń i czerwień.
- Powiedziałem, byś dał spokój. Poczekaj trochę, a dam ci porządnie w kość i twój zapał do walki troszeczkę przygaśnie. - ton Justina był twardy i pełen nienawiści. Zaczęłam się zastanawiać, kim byli owi mężczyźni. Jakiś wrogi gang Justina?
- Brzmi wyzywająco. Podejmuję wyzwanie. Podaj czas i miejsce. - Collins uśmiechnął się łobuzersko i napiął wszystkie mięśnie, gotów rzucić się do walki nawet w tym momencie.
- Bądź cierpliwy, a dostaniesz to, czego oczekujesz. Zakładam, że zobaczymy się jeszcze nieraz. - odpowiedział cicho, po czym wyszedł z budynku poprzez uchylone drzwi.
- Jak bardzo boli?
- Ach, tylko troszkę. - powiedziałam sarkastycznie, czując jak lekkie promienie słońca padają na moją twarz. Pozwoliłam sobie otworzyć oczy i wtedy dostrzegłam, że Justin mi się przygląda.
- Na co tak patrzysz?
- Chyba rzeczywiście mocno cię uderzyli. Masz niezłego sińca, mała. Nie wygląda to najlepiej.
- Cóż, lekkie pchnięcie to to nie było. Ale już nie boli tak bardzo. - wzruszyłam ramionami.
- Jednak wolałbym to sprawdzić. - mruknął bardziej do siebie, niż do mnie.
 Nim się obejrzałam, byliśmy już obok samochodu. Justin bardzo zręcznie posadził mnie na miejscu pasażera i zapiął pas. Zatrzasnął za mną drzwi i obszedł auto dookoła, by móc wsiąść na swoje siedzenie.
- Dokąd jedziemy?
- Do mnie. Chcę zobaczyć, czy aby na pewno nic ci nie będzie. - chłopak spojrzał na mnie z przepraszającym uśmiechem i odpalił silnik. Musiałam przyznać, że Juju był świetnym kierowcą - doskonale radził sobie w każdych warunkach. Jeździł znacznie lepiej, niż mój tata, który prawo jazdy posiadał od kilkunastu lat.
- Czego oni chcieli? - spytałam podczas jazdy, przerywając niezręczną ciszę. Ten zaś tylko na mnie spojrzał z wyrazem twarzy, którego nie potrafiłam odczytać.
- Każdy gang ma swoich wrogów. To byli nasi, chociaż nie mają jaj. Gdyby serio mieli coś w głowie, zaatakowaliby mnie, bez względu na to, czy tam jesteś, czy nie. A gdyby byli inteligentni, to wpadliby na pomysł, by i tobie zrobić krzywdę.
Poczułam jak mocno zaczęło bić mi serce. Przełknęłam ślinę, która nagromadziła się w moich ustach. Zdrowy rozsądek podpowiadał mi, bym nie wnikała, lecz miałam w sobie drugie wcielenie. Rozgadaną, ciekawską "Rosalie 2", która musiała wiedzieć absolutnie wszystko.
- Dlaczego mieliby to robić?
Chłopak westchnął cicho, jakby zmęczony moimi pytaniami.
- Byłaś tam ze mną. Sama. Mogliby pomyśleć, że jesteś moją dziewczyną. - uśmiechnął się sam do siebie, ukazując przy tym śnieżnobiałe zęby. - A cóż może zaboleć bardziej, od straty kogoś, kogo kochamy? Niszcząc ciebie, zniszczyliby mnie.
- Więc dlaczego tak po prostu pozwolili nam odejść, skoro tak bardzo chcą cię zniszczyć?
- Jak już mówiłem, nie mają za grosz inteligencji. Albo po prostu boją się, że moi kumple odwdzięczą się tym samym, gdy oni w ogóle nie będą się tego spodziewać. Powody mogą być różne, słońce.
- Ach. - odsapnęłam i nie zadałam już żadnego pytania. Chciałam dać Justinowi spokój, bo wyraźnie było po nim widać, że był czymś zmartwiony. Całą drogę przejechaliśmy, milcząc, ale nie narzekałam - moja głowa musiała odpocząć.
   Nie bolało już tak bardzo. Czułam jeszcze pieczenie w jednym miejscu, ale to było nic w porównaniu z tym, co czułam kilka minut wcześniej. Zerknęłam na Justina i przyłapałam go na tym, że on także na mnie spoglądał. Od razu zalałam się rumieńcem i spuściłam głowę, bo nie było to zwykłe spojrzenie. To był wzrok mówiący: "ależ jesteś seksowna".
- Słodko się rumienisz. - uśmiechnął się szeroko, odwracając wzrok i wlepiając go w ciągnącą się przed nami drogę.
- Justin? - zaczęłam.
- Tak?
- Czy w twoim domu będzie ktoś jeszcze?
- Och, kochanie, nie musisz się martwić, nikt nas nie przyłapie. - rzekł uwodzicielsko, po czym cicho się zaśmiał. - Wiesz, nie wyglądasz na taką. Ale podoba mi się to. Lubię takie ciche wody.
- Wydaje mi się, że jesteś troszkę niewyżyty seksualnie, skarbie. - po raz pierwszy użyłam słodkiego zdrobnienia pod adresem Justina. - A tak naprawdę chodziło mi o to, czy reszta twojej świty też tam będzie.
- Ugh, tak, wszyscy tam będą. A co?
- Nie, nic. - wymamrotałam szybko.
- Jesteśmy. - powiedział Justin, kiedy samochód się zatrzymał. Wyjrzałam przez okno i wręcz opadła mi szczęka.
   Dom, przed którym staliśmy, może i nie był duży, ale bardzo okazały i przytulny. Do drzwi koloru ciepłego brązu prowadziła wąska ścieżka wysadzana betonowymi płytkami, a ściany budynku były w kolorze jasnego piasku. Sama mogłabym w takim mieszkać, pomyślałam.
   Justin wysiadł z auta, zatrzasnął za sobą drzwi i czekał, aż do niego dołączę. Zrobiłam to w mgnieniu oka i nadal przyglądałam się budynkowi, ku któremu zmierzaliśmy.
   Justin zatrzymał się przed drzwiami i przekręcił klamkę, po czym otworzył przede mną drzwi.
- Ladies first. - rzekł, kłaniając się nisko.
Dygnęłam z gracją i przeszłam przez próg. Mieszkanie było skromnie urządzone - nic się szczególnie nie wyróżniało i nie przykuło mojej uwagi.
- I jak? Podoba ci się? - usłyszałam głos za sobą.
- Tak, bardzo.
- Chodź na górę. Tam mam apteczkę. - rzekł Justin, po czym mnie wyminął i wbiegł na schody, na lewo od drzwi. Ruszyłam za nim wolnym krokiem.
- A ta co tu robi? - usłyszałam damski głos dochodzący ze szczytu schodów. Podniosłam wzrok i spostrzegłam piękną dziewczynę, troszkę starszą ode mnie.
Lśniące czarne włosy sięgały jej aż do pasa, a czarne szpilki podkreślały niesamowitą długość jej nóg. Śmiało mogłaby pójść na modelkę.
- Chciałbym ci przypomnieć, że to nie twój dom, Ashley. - parsknął kpiąco Justin.
- I co? I dziwka będzie tutaj teraz przychodzić? Pamiętaj, że nie możemy jej ufać.
- Kto jak kto, ale ja jej ufam. - mruknął cicho.
- Ale ja nie, a siedzimy w tym razem. Więc obiecuję ci, że jeśli pójdę siedzieć, przez twoją nową przyjaciółkę, urwę ci jaja. - głos dziewczyny zhardział i miała gniewne spojrzenie, którym zmroziła zarówno mnie, jak i Justina.
    Ashley zeszła ze schodów i przeszła obok mnie z obojętnym wzrokiem. Spojrzałam na Justina.
- Nie przejmuj się nią. Ashley to największa suka jaką zna świat. No chodź. - powiedział, po czym zniknął mi z pola widzenia. Szybciorem wbiegłam na schody i poszłam za idącym korytarzem Justinem.

9 komentarzy:

  1. omomomo...ale boooski..jejku ale oni sa słodcy...czekam na kolejny oby był szybko <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy20:49

    Cuuudowny....
    Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy13:52

    Przepiękny ♥ tak słodko w tej hali takie to było romantyczne♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy17:09

    Czekam.na kolejny!<3

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy16:03

    next

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy17:43

    cudny kiedy next

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy17:43

    NEXT

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy17:44

    <3 <3 Kocham tego bloga <3 <3

    OdpowiedzUsuń