Strony

wtorek, 4 lutego 2014

Cztery.

Rosalie's POV:

- Co ty tu robisz? - spytałam zdezorientowana. Justin siedział na oparciu mojego fotela z nogami skrzyżowanymi w łydkach i wyglądał jakoś inaczej, niż wczoraj - bardziej seksownie. Wydawał się bardzo zrelaksowany i spokojny. Był też inaczej ubrany: biały podkoszulek, szara bluza i zwykłe jeansy. 
- Przecież wspominałem ci, że będę miał cię na oku. - rzekł, po czym zszedł z oparcia fotela i usiadł na przeciwko mnie. - A teraz, może odpowiesz na moje pytanie?
- Jakie pytanie?
- Tęskniłaś? - przeczesał włosy palcami, obdarowując mnie pięknym uśmiechem. Chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią, patrząc na chłopaka.
- Nie, ani trochę. - skłamałam, nie chcąc dać mu tej satysfakcji.
- Egh - mruknął pod nosem, przy czym spostrzegłam smutek w jego oczach.
- No dobrze, może trochę. - przyznałam ze skruchą.
- Wiedziałem, że tęskniłaś. Każda tęskni.
- Mmm, widzę, że jesteś pewny siebie. - powiedziałam, wygodnie usadawiając się w fotelu.
- Wiesz, praca gangstera tego wymaga. Słuchaj... - rzekł, podpierając się rękami o stolik i zbliżając się w moją stronę. - Nie przyszedłem tutaj bez powodu, nie ustaliliśmy jeszcze co masz mówić gliniarzom.
   Atmosfera zrobiła się lekko napięta i oboje szybko zapomnieliśmy o poprzedniej rozmowie, aby móc skoncentrować się na ważniejszych tematach. Nachyliłam się w stronę Justina, żeby mieć pewność, że nikt nie usłyszy naszej konwersacji.
- Lepiej słuchaj uważnie, bo powiem to tylko jeden jedyny raz. Już więcej tego nie usłyszysz. Masz mówić tak, jak ja ci każę, bez żadnych swoich ubarwień. Jak piśniesz chociaż jedno słowo, które mnie pogrąży, źle się to dla ciebie skończy. Zrozumiałaś? - przerażona pokiwałam głową i skupiłam się na tym, co chłopak chciał mi przekazać. - Zacznijmy od tego, że jak zapytają, czy mnie znasz, stanowczo zaprzeczysz. Masz mówić, że nie wiesz gdzie mieszkam, kim jestem i jak wyglądam. Powiesz im, że cały czas miałem na sobie kominiarkę. Zapewne zapytają cię o ciąg wydarzeń. Wtedy wytłumaczysz im, że  zbyt wiele nie pamiętasz, bo ta sytuacja cię przerosła i wszystko działo się zbyt szybko. Po zgubieniu pościgu związałem ci oczy, abyś nie mogła zobaczyć, dokąd i jaką drogą cię wiozłem. Po pewnym czasie, gdy znów usłyszałem syreny wyszedłem z samochodu i obszedłem go dookoła, aby móc cię z niego wyszarpać, zdjąć ci opaskę i kazać biec ze mną. Robiłaś to, co kazałem, ponieważ bałaś się, że zrobię ci krzywdę. Biegliśmy przeróżnymi ścieżkami, aż w końcu zostawiłem cię samą i zwyczajnie uciekłem. Jednak mieszkałaś w pobliżu lasu, dlatego wiedziałaś, jak dojść do domu. Wróciłaś zupełnie wykończona, więc z nikim się nie skontaktowałaś.
   Słuchałam go z zapartym tchem, chcąc wszystko zapamiętać i niczego nie pomylić. Byłam pod ogromną presją - wiedziałam, ze jeśli coś powiem źle, nie będzie to wróżyło nic dobrego. Kiedy skończył mówić, dokładnie powtórzyłam sobie całą historię w głowie.
- Zrozumiałaś? - spytał, wyrywając mnie z zamyślenia, zupełnie poważnym tonem. Justin nie brzmiał już tak łagodnie, jak wcześniej. Kiedy był taki suchy, naprawdę się go bałam.
   Wyprostowałam się i oparłam plecami o fotel, krzyżując ręce na piersiach.
- Zrozumiałam. - odszepnęłam cicho, ale wystarczająco głośny, by usłyszał.
- Dobrze. - westchnął głęboko znów przeczesując włosy palcami. Było w tej czynności coś takiego, że nie mogłam oderwać od niego wzroku, gdy to robił.
- A co z twoim brzuchem? - spytałam nagle.
- Co? - chyba nie bardzo wiedział, o co mi chodzi.
- No, zanim ode mnie wyszedłeś, bardzo cię bolało, pamiętasz?
- Aaa, tak. - powiedział, przechylając głowę lekko na bok. - Ale to nic. Bywało gorzej.
- "Bywało gorzej"? Justin, przecież ty autentycznie wręcz zwijałeś się z bólu!
- Nie widziałaś najgorszego. - rzekł, robiąc skrzywioną minę.
- Być może.
- To... na kogo czekasz?
- A skąd wiesz, że w ogóle na kogoś czekam?
- Intuicja. - odpowiedział, obdarzając mnie przy okazji najpiękniejszym z uśmiechów. Byłam pewna, że gdybym w tym momencie stała, ugięłyby się pode mną kolana.
- W takim razie... Twoja intuicja cię nie zmyliła. Jestem umówiona.
- Doprawdy? Z twoim "przyjacielem"? - spytał, kładąc dziwny akcent na ostatnie słowo.
- Tak. Ale nie rozumiem, o co ci chodzi. To mój przyjaciel. Tylko przyjaciel.
- Słuchaj, kochanie, jestem facetem, więc wiem, kiedy facet jest zakochany. A tamten patrzy na ciebie, jakby chciał cię zjeść.
- Dałbyś już z tym spokój. Patrick nic do mnie nie czuje, jesteśmy jak rodzeństwo. - starałam się przekonać Justina o swoich racjach, ale ten tylko kiwał głową z kpiącym uśmiechem.
- Zapytaj go kiedyś, a zobaczysz.
- A nawet jeśli jest we mnie zakochany, to co ci do tego? - spytałam zwężając powieki i lekko nachylając się nad stolikiem. - Zazdrosny?
   Udawał obojętnego, lecz widziałam, że coś go tknęło, bo za każdym razem, gdy rozmawialiśmy o Patricku, robił złą minę. 
- Egh, że ja zazdrosny? Ja nigdy nie jestem o nic zazdrosny.
- Czyli jesteś rozpieszczonym bachorem. - stwierdziłam.
- Uważaj, Average, bo powiesz o jedno małe słówko za dużo.
- Czy ty mi grozisz? 
- Możesz tak to ująć. - przytaknął. Jego ton znów zrobił się zimny, a oczy błyszczały poirytowaniem. 
- Wiesz, Bieber, może cię zaskoczę, ale tak się składa, że się ciebie nie boję. - oczywiście, kłamałam jak z nut i tylko modliłam się, by mi uwierzył. Przyswoiłam sobie jego ton i teraz mówiłam tak samo sucho, jak on.
- Więc zacznij. - szepnął i nachylił się w moją stronę tak, że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka milimetrów. - Jeśli chcesz, chętnie ci w tym pomogę.
   I właśnie, gdy Justin kończył swoją wypowiedź, pojawił się Patrick. Widać było, że chłopak nie był tym faktem uszczęśliwiony, wręcz przeciwnie, wydawał się zawiedziony. Przyjaciel podszedł do nas, więc wstałam i czule go przytuliłam, a w tym samym czasie zauważyłam jak gangster patrzy na nas i się gorączkuje. Mogłam wtedy jednoznacznie stwierdzić, że z jakiegoś powodu Justin nie przepada za moim przyjacielem. Oczywiście nie obeszło się bez "mruczenia pod nosem" ze strony Juju, bo tak na niego mówiłam. 
   Patrick chciał być miły wobec Justina, więc podszedł do niego, podał rękę i się przywitał, niestety nie otrzymał zwrotnego szacunku. Gangster tylko popatrzył na niego i totalnie olał.
   Nagle, jak gdyby nigdy nic Justin zwrócił się w moją stronę z lekkim uśmiechem. A przecież zaledwie minutę temu mi groził.
- Muszę już lecieć, nie będę wam przeszkadzał. Do zobaczenia, piękna. - powiedział i wstał z fotela, ustępując miejsca Patrickowi. Ruszył ku wyjściu, po drodze wysyłając mi jeszcze jeden z tych jego czarujących uśmiechów, po czym zniknął w drzwiach. 
- Kto to był? - spytał Patrick spoglądając na mnie podejrzliwym spojrzeniem. 
- To... - zawahałam się. Nie miałam zielonego pojęcia, co odpowiedzieć przyjacielowi. Przecież nie chciałam go okłamywać. - To mój znajomy.
- Serio? Nigdy dotąd go nie widziałem.
- Rzadko się widujemy. - mruknęłam pod nosem. Kusiło mnie, by powiedzieć mu całą prawdę, rozpłakać się w ramionach i pozbyć tej okropnej presji, jaka na mnie w tej chwili ciążyła. Ale obiecałam Justinowi, że nie puszczę pary z ust. Nadal miał kluczyk do moich ust.
- Hej, wszystko w porządku? - Patrick był wyraźnie zmartwiony. - Kłóciliście się o coś?
- Skąd wiesz?
- Kiedy wchodziłem, widziałem, jak skakaliście sobie do gardeł. Nie wydaje się przyjacielskim facetem.
- Bo nie jest. - odparłam cierpko. 
- Rozumiem. - odsapnął Patrick, widząc, że nie mam ochoty dłużej rozmawiać o Justinie. - Więc? Opowiesz mi, co dokładnie się wczoraj wydarzyło?
   Spojrzałam na niego spode łba i przeklęłam się w myślach. 
- No więc... Nie wiem, co mam ci powiedzieć... - plątałam się w własnych słowach.
- No, ale jak to? Nie chcesz mi powiedzieć?
- Co? Nie, nie o to chodzi... Ja po prostu... 
- O co chodzi, Rose? Co się z tobą dzieje? - Patrick był lekko zdezorientowany, ale w jego oczach widziałam zmartwienie. Martwił się o mnie, a ja musiałam go okłamywać. 
- Nic, wszystko w porządku. Po prostu... bardzo przeżywam tamte wydarzenia. Wiesz, jak sobie pomyślę, co ten porywacz mógł mi zrobić, robi mi się słabo.Czuję, że tym bandytą może być każdy.
- Rozumiem. Jeśli nie chcesz, nie mów. Poczekam, aż będziesz na to gotowa. - uśmiechnął się słodko i wyciągnął ku mnie rękę. Ujął moją dłoń i zaczął delikatnie gładzić ją palcami. 
   Odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że nie muszę dawać mu kolejnej porcji kłamstw. 
- To jak? Kakao z syropem karmelowym? - zaproponował, wstając z fotela.
- Jasne. - uśmiechnęłam się szeroko, widząc jego dobre intencje. Nie ma lepszego przyjaciela na świecie.

 

4 komentarze:

  1. Jejku, super! Czekam na następny. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy19:00

    swietny <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej te opowiadanie jest świetne <3 czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. dodaj szybko kolejny, bo jestem ciekawa co się wydarzy <333

    OdpowiedzUsuń